Islandia: Boże Narodzenie w czerwcu?! Nie, to Jolagardurinn!

W końcu nastaje ten najgorszy dzień. Dzień powrotu… Żałuję, że jesteśmy tu znów tak krótko, ale zanim wsiądziemy na pokład samolotu, czeka na jeszcze kilka atrakcji. Są to między innymi dwa torfowe kościoły i miejsce tak niezwykłe, że czuję się, jakby ktoś przeniósł mnie w czasie – domek świąteczny. Odwiedzamy Jolagardurinn i nie wiem już, czy to czerwiec czy grudzień?! Początkowo kiczowata atrakcja zmienia się w hit wyjazdu!

Dzień 5, 5.06.2019

Kolejna zarwana noc i kolejny poranek, który bardziej kojarzy się ze świtem zombie… Taka jednak jest cena naszego intensywnego jak zawsze zwiedzania. Kto by jednak marnował czas na spanie, gdy panują na Islandii białe noce i tyle miejsc wciąż jest do odkrycia! Odeśpimy po powrocie. Szybko ogarniamy mieszkanie i ruszamy w drogę – już tu nie wrócimy – po dzisiejszym dniu czeka nas powrót do domu.

Saurbaejarkirkja – jeden z pięciu

Zaczynamy od urokliwego, położonego jakieś 26 kilometrów od Akureyri zbudowanego w 1858 roku kościółka torfowego Saurbaejarkirkja. Niegdyś wszystkie islandzkie kościoły budowane były z kamieni i darni, jednak aktualnie takich perełek zostało już sześć na terenie całej Islandii, więc jest to pewien rarytas. Szczególnie, że kościółki torfowe z tymi swoimi pokrytymi trawą i inną roślinnością dachami prezentują się niesamowicie malowniczo. Nie inaczej jest w tym przypadku. Wspominałam już może, że mam ogromny sentyment w stosunku do takich miejsc? Kawałek historii przeplata się z ciekawą myślą architektoniczną. I naprawdę nie można odmówić im uroku! Kościoły tego typu nie miały dzwonnic – dzwony zawieszone były zazwyczaj nad wejściem. Dodatkowo otaczał je cmentarz.

Święta Bożego Narodzenia w czerwcu?!

Niedaleko Saurbaejarkirkja znajduje się bardzo niezwykła atrakcja – to domek świąteczny (a raczej świąteczny ogród) Jolagardurinn. Z zewnątrz zalatuje kiczem, ale w środku… Natychmiast zapominam, że mamy czerwiec! Z głośników lecą kolędy i różne świąteczne piosenki, w kominku strzela radośnie ogień, a w powietrzu unosi się charakterystyczny zapach – czuję przyprawy korzenne, pomarańcze. Wszystko to, co kojarzy się ze świętami Bożego Narodzenia. Wkoło pełno jest świątecznych ozdób. Są nawet choinki! Sztuczne to sztuczne, ale przyozdobione! Biorę do ręki jedną z bombek i natychmiast ją odkładam. Cena? Około 2000 ISK (ok. 60 zł) – wolę jej nie stłuc. Można tu kupić najróżniejsze ozdoby, ale tanio niestety nie jest – w końcu to Islandia. Zadowalamy się niewielkim drewnianym dzwoneczkiem na naszą choinkę i korzennymi ciasteczkami robionymi według rodzinnej, tradycyjnej już receptury.

Kręcimy się po domku w ogóle tracąc rachubę czasu. Kto i jak wpadł na pomysł otwarcia tego miejsca? Niestety nie wiem. Oglądamy figurki, dziadków do orzechów, słodkości, bombki. Wszystko to sprawia, że mam wrażenie, że po wyjściu utkniemy w zaspie śniegu.  Przychodzi mi do głowy nawet myśl, że na drogach będzie ślisko i nie zdążymy na lotnisko! Zasp co prawda brakuje, ale drobiny śniegu lecące z nieba czasem się nam tu przecież w trakcie tej podróży już zdarzały – święta jak nic! Na szczęście po wyjściu na zewnątrz okazuje się, że śniegu brak, także szanse na dotarcie na samolot wciąż mamy spore.

Zaglądamy na wieżę, w której ukryty został dla dzieciaków ogromny kalendarz adwentowy. W świątecznym stylu urządzono też… toaletę! Niewielka budka za domkiem pomalowana została w kolorach zieleni, czerwieni oraz bieli. Nawet w środku pachnie – a jakżeby inaczej – świątecznymi aromatami! Do tego lecą tematyczne piosenki. Kibelek robi furorę. W drugim z kolei – na przeciwległym końcu działki – wisi nad głowami wielki żyrandol. Zapewne szklany, ale dobrze imituje kryształ. Stoją tam też… szachy. Ponoć w dawnych czasach Islandczycy udający się do toalety mówili, że idą rozegrać partyjkę szachów i każdy wiedział o co chodzi.

Dżem z czosnkiem

W budynku obok trafiamy na istny raj pełen smakołyków. Najróżniejsze dżemy, popcorn o smaku soli i karmelu, pasty do chleba… Największym zainteresowaniem z mojej strony cieszy się dżem rabarbarowy z czosnkiem. Pyszny jest! Nie mogę odmówić sobie zakupienia małego słoiczka – jako że niestety nie ma na nim oznaczenia pojemności (na lotnisku na bank się o to przyczepią), będziemy później kombinować, w co by go tu przełożyć. Na zewnątrz Wojtek wypatruje interesujący karmnik dla ptaków. Wygląda jak spora patera na owoce. Na kilku jej poziomach leżą jabłka, którymi własnie częstuje się jakiś ptak. Podeszłam do tego miejsca początkowo bardzo sceptycznie, ale szybko zmieniłam zdanie. Przepadłam wręcz w tutejszej świątecznej atmosferze! Jeśli będziesz w okolicy – koniecznie tu zajrzyj!

Świąteczny domek otwarty jest przez cały rok, w okresie od czerwca do końca sierpnia w godzinach 10:00 – 18:00, od września do końca grudnia między 12:00 a 18:00 i pomiędzy styczniem i końcem maja w godzinach 14:00 – 18:00.

Trudno wrócić do czerwcowej rzeczywistości po wizycie w takim miejscu. Ciekawe, jak radzą sobie na co dzień pracownicy? Powiedzenie „święta, święta i po świętach” tu nie ma racji bytu!


Spodobał Ci się powyższy tekst? Polub go na Facebooku lub udostępnij, może komuś się przyda! A może szukasz inspiracji do zaplanowania swojego kilkudniowego wyjazdu? Zajrzyj koniecznie do moich pozostałych relacji z Islandii!

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

Komentarze do: “Islandia: Boże Narodzenie w czerwcu?! Nie, to Jolagardurinn!”

  1. W Australii podobnie obchodzi sie Święta w czerwcu bo wtedy mamy zimę ;) W sumie obchodzi się 2 razy w roku ;)

    1. Monika Borkowska

      Nie mogę sobie jakoś wyobrazić Bożego Narodzenia, gdy za oknem środek lata :D Poubierane choinki, Mikołaje… no po prostu jedno z drugim się wyklucza. Wcale się nie dziwię tym podwójnym obchodom ;)

Skomentuj